Oskarżona w latach 2014-2019 miała namawiać rodziców do zaszczepienia swoich dzieci szczepionkami skojarzonymi, czyli takimi, które mają zmniejszyć liczbę kłuć i chronić przed kilkoma chorobami jednocześnie.
Szczepionki te, jako szczepionki zalecane, nie były refundowane, więc rodzice musieli za nie płacić z własnych środków. W toku postępowania ustalono, że dzieci nie były szczepione tymi preparatami, za które jednak rodzice uiścili opłatę. W związku z tym postawiono zarzut narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu poprzez fakt, że dziecko nie zostało zaszczepione, a tym samym nie uzyskało odporności na chorobę, która mogła zagrażać jego życiu. Zarzut obejmuje również wyłudzenie pieniędzy od rodziców za szczepionki.
- powiedziała prok. Ewa Dziadczyk z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
Polecany artykuł:
Kobieta przyjmując pacjentów w jednej ze szczecineckich przychodni nie wpisywała numerów seryjnych szczepionek do książeczek zdrowia. Zaniepokojeni rodzice po nitce do kłębka dotarli do informacji, że takie partie preparatów nigdy nie wyszły z fabryk. I tak ruszyła lawina.
Kobieta nie przyznaje się do winy.
Proces Ewy B. może rzucić nowe światło na skalę procederu i być może zapobiec podobnym praktykom w przyszłości.